Jemeńczyk boksujący pod flagą angielską zaprzeczał wszystkim kanonom boksu. Walcząc nie trzymał gardy, kpił z rywali, uśmiechając się im prosto w twarz. Tańczył, stroił miny, obracał się wokół siebie, lekceważył przeciwnika.
Czy kogoś takiego można brać na poważnie? Fajterzy, którzy stanęli naprzeciwko niemu w ringu przekonali się, że tak.
Prince Naseem Hamed stoczył 37 walk, większość wygrywając przed czasem. Każdy pojedynek chciał skończyć jak najefektowniej, chciał upokarzać i upokarzał. Kolejni rywale padali na deski, nie mogąc znaleźć sposobu na sprytnego Jemeńczyka. Bokser zgarnął wszystkie możliwe tytuły w lekkich kategoriach wagowych. Wydawał się niepokonany... do czasu. Jego pierwszym i jedynym pogromcą okazał się bowiem pewien Meksykanin. Marco Antonio Barrera nie przestraszył się Naseema Hameda, mądrze blokował jego ciosy i wypunktował legendę. Kilka miesięcy później rozbity showman zakończył karierę. W wieku 28 lat, kiedy to dopiero powinien nabierać jeszcze większej mocy i niszczyć rywali. Do sportu już nigdy nie wrócił.
Na jego przykładzie idealnie można zobrazować piękno boksu. To nie tylko mordobicie w ciężkiej kategorii wagowej. Naseem Hamed pokazał, że boks może być wielkim show, przedstawieniem bazującym na genialnej technice i balansie ciała. Szkoda, że walczył tak krótko. Przecież teraz, w wieku 37 lat, pewnie dalej obijałby twarze kolejnych, próbujących zmierzyć się z jego legendą.