poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Baletnica w ringu

Kto to taki Prince Naseem Hamed? Śmiem twierdzić, iż był on jednym z najlepszych bokserów w historii tego sportu.

Jemeńczyk boksujący pod flagą angielską zaprzeczał wszystkim kanonom boksu. Walcząc nie trzymał gardy, kpił z rywali, uśmiechając się im prosto w twarz. Tańczył, stroił miny, obracał się wokół siebie, lekceważył przeciwnika.
Czy kogoś takiego można brać na poważnie? Fajterzy, którzy stanęli naprzeciwko niemu w ringu przekonali się, że tak.

Prince Naseem Hamed stoczył 37 walk, większość wygrywając przed czasem. Każdy pojedynek chciał skończyć jak najefektowniej, chciał upokarzać i upokarzał. Kolejni rywale padali na deski, nie mogąc znaleźć sposobu na sprytnego Jemeńczyka. Bokser zgarnął wszystkie możliwe tytuły w lekkich kategoriach wagowych. Wydawał się niepokonany... do czasu. Jego pierwszym i jedynym pogromcą okazał się bowiem pewien Meksykanin. Marco Antonio Barrera nie przestraszył się Naseema Hameda, mądrze blokował jego ciosy i wypunktował legendę. Kilka miesięcy później rozbity showman zakończył karierę. W wieku 28 lat, kiedy to dopiero powinien nabierać jeszcze większej mocy i niszczyć rywali. Do sportu już nigdy nie wrócił.

Na jego przykładzie idealnie można zobrazować piękno boksu. To nie tylko mordobicie w ciężkiej kategorii wagowej. Naseem Hamed pokazał, że boks może być wielkim show, przedstawieniem bazującym na genialnej technice i balansie ciała. Szkoda, że walczył tak krótko. Przecież teraz, w wieku 37 lat, pewnie dalej obijałby twarze kolejnych, próbujących zmierzyć się z jego legendą.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Biegnij, Biegnij!

W zeszłą sobotę padł rekord frekwencji w 3 biegu częstochowskim. 10 - kilometrową trasę pokonało aż 794 biegaczy.

Na starcie stanęli zawodnicy z różnych krajów. Zagraniczne nacje reprezentowali biegacze z Kenii, Rosji, Białorusi czy Ukrainy. Wygrał jednak Polak!

Do rywalizacji może przystąpić każdy: młody czy stary, kobieta czy mężczyzna, gruby czy chudy, prawnik czy hydraulik. Biegi tego typu są otwarte dla wszystkich chętnych. Pokonując 10 kilometrów można przezywciężyć własne słabości. Udowodnić sobie, że "dam radę"! W trakcie biegu bywają lepsze i gorsze momenty; są chwile gdy kolka nie pozwala biec, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Cały ból rekompensuje przekroczenie linii mety. W przypadku amatora nieważna jest pozycja, czas. Ważne jest ukończenie biegu... i ta radość, że się udało!

Na marginesie zająłem 397 miejsce, czyli idealnie w połowie stawki. Osiągnięty czas (49:12) nie powala na kolana, ale jest to mój rekord życiowy. Zamiast siedzieć przed komputerem, wyjdź na dwór i... biegnij!

wtorek, 5 kwietnia 2011

"Jak długo na Wawelu(...)"

W ostatniej kolejce ekstraklasy Wisła Kraków w obecności 18 tysięcy kibiców pokonała Jagiellonie Białystok 2-0. Miałem przyjemność być przy Reymonta.

Co innego mecz w telewizji, co innego przeczytanie relacji, co innego uczestniczenie w spotkaniu jako przysłowiowy "12 zawodnik". Teoretycy sportowi nie zdają sobie sprawy z uczuć, emocji, sił jakie wydzielają się w człowieku podczas takiego spotkania. Teoretycy piłkarscy nie mają także pojęcia jakie to uczucie śpiewać do utraty głosu i skakać do utraty tchu przez 90 minut.

Społeczeństwo jest wrogo nastawione do piłkarskich kibiców w Polsce. Zresztą nie ma się co dziwić: patologiczne przykłady ataku "kibica" Legii na jednego z zawodników, wejście na trening swojego klubu kiboli Górnika Zabrze nie daje dobrego świadectwa osobom, chodzącym regularnie na piłkarskie areny. Jednak jest to stereotyp często nie mający nic wspólnego z rzeczywistością.

Kibice piłkarscy to nie tylko agresja, przemoc, ustawki, chuligaństwo. To także zbiórki pieniędzy na bilety dla niepełnosprawnych dzieci, wizyty w hospicjum ze znanymi piłkarzami (o tym się nie mówi i nie pisze), ale przede wszystkim jest to miłość i pasja. Miłość do swojego klubu. Pasja, która nie przemija.

Tego wszystkiego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. W końcu: "Jak długo na Wawelu brzmi zygmuntowski dzwon, tak długo nasza Wisła, zwyciężać będzie wciąż!".